czwartek, 23 stycznia 2014

One.

Koniec wizyty. Wszyscy zaczęli wychodzić. Oczywiście ja też. Jak teraz wyglądały moje myśli? Chyba lepsze od tych, z którymi tutaj weszłam. To, czego słuchałam.. Te wszystkie historie.. Zrozumiałam, że właściwie moje problemy, to błahostka, w porównaniu do problemów innych dziewczyn będących ze mną na terapii. Jenak nie mogłam powiedzieć, że to nic takiego.
Mijałam korytarze, zmierzając do wyjścia. Wokół mnie drzwi. Spoglądałam wgłąb nich. Przy jednych zatrzymałam się. Zauważyłam uciekającą dziewczynę. Za nią biegli lekarze. Złapali ją. Jednak wyrywała się. Patrzyłam na to bezmyślnie. Nagle i ona spojrzała na mnie. W jej oczach widziałam coś strasznego. Wciągnęło mnie to. Zaczęłam myśleć. Pewnie gdybym nie przyszła tu teraz, za kilka miesięcy byłoby ze mną tak samo. Pewnie? Na pewno.
Uspokoili pacjentkę, ale ja i tak stałam dalej i patrzyłam tam. Trwało to dłuższą chwilkę. Jednak przebudziłam się, bo ktoś położył dłoń na moim ramieniu.
-Wszystko ok?-odezwał się jakiś mężczyzna, po czym odwróciłam się.
-T-tak..-odpowiedziałam niepewnie.
-Na pewno? Źle wyglądasz. Coś się stało?-wypytywał dalej blondyn. Spojrzałam w jego oczy. Zauważyłam w nich coś znajomego.

***
-Chyba odzyskała przytomność!-usłyszałam i poczułam dłonie na mojej twarzy. Próbowali podnieść moje powieki. Po chwili udało się.
-G-gdzie ja jestem?-spytałam, zauważając nieznajomego.
-W szpitalu. Zemdlała pani.
-Coś mi jest?
-Właściwie nic nie wykryliśmy.-powiedział.-Coś pani pamięta?
-Przed upadkiem zakręciło mi się w głowie.
-Często pani tak ma?
-Nie, właściwie chyba zdarzyło mi się to pierwszy raz.-teraz znalazłam powód. Ten chłopak, to podobieństwo.-Ale wie pan co.. To pewnie z głodu. Od rana nic nie jadłam.-skłamałam, aby się wykręcić z dalszej rozmowy.-Więc mogę iść do domu?
-Tak.-uśmiechnął się i pomógł mi wstać. Ruszyłam do wyjścia z sali.
-Dziękuję, do zobaczenia.
-Mam nadzieję, że nie będziemy musieli się widzieć.-zażartował, na co ja zaśmiałam się i wyszłam.
Na korytarzu czekał na mnie ten sam chłopak, przez którego tutaj trafiłam. Chciałam jakoś ominąć go i jak najszybciej znaleźć się w drodze do domu. Jednak wiedziałam, że nie będzie łatwo przejść obok niego obojętnie. Spróbowałam. Szłam, patrząc w podłogę. W pewnym momencie zatrzymała mnie ręka. Tak, stałam obok niego i to on nie pozwolił mi odejść. Dałam krok w tył, ale mój wzrok nadal był skierowany w dół.
-Coś ci się stało?-spytał, a ja chwilkę nie odpowiadałam. Miałam trudności z odzywaniem się do ludzi. Właściwie przed terapią mówiłam tylko 'tak' lub 'nie'. Nadal nie miałam ochoty na coś dłuższego.
-Wszystko ok.-tylko to wybełkotałam.
-Na pewno? Nie wyglądasz za dobrze.
-Zawsze tak wyglądam.-wyszeptałam.
-Masz czym dojechać do domu? Może cię podwieźć?-odpowiedziałam tylko przeczącym kiwnięciem głową.-Na pewno? Mam blisko samochód..-odwrócił głowę w lewą stronę, a ja minęłam go po lewej. Szybkim krokiem do wyjścia. Obejrzałam się, a on już biegł za mną. Jednak i ja przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Znalazłam się za drzwiami i znów się obejrzałam. Stał w miejscu. Chyba dał mi spokój. Dobrze. To już dla mnie za dużo, jak na dziś. Miałam dość ludzi, rozmów i tego wszystkiego. Odejść trochę, zadzwonić po taksówkę i do domu. Tylko tego w tej chwili chciałam.


***
Leżałam w łóżku. Myślałam. Płakałam. Przewracałam się. Przykrywałam. Odkrywałam. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nienawidziłam wieczorów, nocy. Dlaczego właśnie wtedy do głowy powracało najwięcej myśli? Dlaczego właśnie wtedy przybywało ich więcej? Dlaczego choć jedna noc nie mogła być przeze mnie przespana? Choć jedna noc bez płaczu. Choć jedna. Tylko o to prosiłam Boga. Jednak on ani razu nie dał mi tego, czego chciałam. A wręcz przeciwnie. Przecież podczas związku z Max'em modliłam się o szczęście. Na początku było, a później? Było coraz gorzej. Teraz modlę się o spokój, o poprawę. I co mam? Na pewno nie spokój. A o poprawie w ogóle nie mówię. Może trochę początek dzisiejszego dnia to mały krok? To, że się wygadałam. Już do końca dnia miał zostać ten lekko pozytywny nastrój. Ale co? Oczywiście, wspomnienia. Przez kogo? Przez jakiegoś nieznajomego, który właśnie do mnie musiał się przyczepić. Dlaczego moje życie nie może być normalne? Dlaczego już do jego końca będę funkcjonowała inaczej? Dlaczego wszędzie będę widziała te straszne widoki? Dlaczego zamykając oczy będę widziała zmarłego chłopaka na moich kolanach? Dlaczego po prostu nie mogę zapomnieć i żyć dalej? Ano tak, przecież to ja. Ta nienormalna Vanessa. Ta, która kiedyś była cichą dziewczynką, dobrze uczącą się, praktycznie nie wychodzącą z domu. Ta, która później pod wpływem chłopaka zmieniła się w lubianą, wesołą nastolatkę. Ta, która teraz cierpi przez to wszystko.
Eh, dość, dość tych myśli. Nie chciałam, żeby to znów poprowadziło do tego samego. Ale chyba jednak musiało. Wstałam i usiadłam na łóżku. Zaświeciłam małe światełko. Na szafce nocnej znajdowało się to, czego potrzebowałam. Wzięłam żyletkę w dłoń. Poleciało kilka łez. Całkiem sporo. Ręce trzęsły się. Spojrzałam na lampkę. Później zniżyłam wzrok. Opadł na zdjęcie. Puściłam złą rzecz na ziemię i wzięłam je do ręki. Skąd się wzięło? Jeszcze wczoraj go nie było. Co to za obrazek? Ja.. Ja i Max. Siedzieliśmy na nowym motorze, który kupił mu ojciec na urodziny. Chciał, abym jechała z nim. Nie wiedziałam, czemu, ale on wyjaśnił mi to. Pamiętam jego słowa dokładnie. 'Pierwsza przejażdżka jest najważniejsza. Ty też jesteś najważniejsza. Gdyby to połączyć. Byłby to najcudowniejszy moment w życiu.' Po przypomnieniu sobie tych słów popłakałam się jeszcze bardziej. Tak bardzo tęskniłam za obejmowaniem go podczas jazdy. Za powiewem we włosach. Za tym, jak  mi mówił, że nigdy nie da poprowadzić. Za nim.
-Kocham cię.-wyszeptałam do obrazka i odłożyłam go z powrotem. Tą drugą rzecz też odłożyłam. W ten wieczór tego nie zrobiłam. Uratował mnie. Zawsze był bohaterem. W moich oczach już nim pozostanie. Bez względu na to, co stało się tamtego dnia.

***
Budząc się rano, nie do końca wiedziałam, co stało się powszedniego wieczoru. Jak w ogóle zasnęłam. Jakoś podczas porannych ćwiczeniach coś mi się przypomniało, ale chyba tamten dzień zbyt bardzo mnie zmęczył i padłam z wycieńczenia. Miałam cichą nadzieję, że ten nie będzie taki sam. Właściwie, początek może być taki sam, ale później od razu do domu. Żadnej rozmowy, a już w szczególności żadnego szpitala. Postanowiłam, że postaram się, żeby tak było. Czy mi się uda? Oczywiście nie wiedziałam. Przecież moje życie wciąż płata mi figle. Nigdy nic nie wiadomo.
-Vanessa, śniadanie!-zawołała mnie starsza siostra, z którą mieszkałam. Od razu zeszłam na dół. Oczywiście jeszcze nie ogarnięta po spaniu.-Jeszcze nie uszykowana? Przecież za godzinkę wyjeżdżamy.
-'My'?-zdziwiłam się. Czy ona chciała iść ze mną na terapię?
-Tak, podwiozę cię. Mam sprawę do załatwienia, a to po drodze.-uf, na szczęście nie.
Usiadłyśmy przy stole i jak zwykle w ciszy zaczęłyśmy jeść. To było bardzo niezręczne. Wolałabym mieszkać sama, jeść sama, wszystko robić sama. Ale oczywiście ktoś musiał się mną opiekować. Choć nie wiem, czy to odpowiednia osoba, bo Alex nie widziała moich problemów. Zazwyczaj widząc mnie w domu, przechodziła obojętnie, o nic nie pytała.. Nie wiedziała co u mnie, jak samopoczucie..
-A.. Jak się czujesz..?-zadziwiła mnie. Co się z nią stało?
-Ok.-odpowiedziałam krótko. Jak zwykle.
-Wszystko dobrze na zajęciach?
-Tak.
-Jest ci trochę lepiej? Wiem, że od razu dobrze nie będzie, ale.. Jakaś poprawa?
-Mała..
-Ale jest..-ciągnęła rozmowę. Nie zauważyła, że nie chcę rozmawiać?-Będzie jeszcze lepiej.-mówiła, a ja patrzyłam bezmyślnie na jedzenie.-Van, możesz na mnie spojrzeć?-brzmiało to jak prośba, na którą nie odpowiedziałam ani czynem, ani słowem. Wstała i podeszła do mnie. Usiadła i spojrzała na mnie.-Chciałabym, żebyś wiedziała.. Że ja wiem wszystko. Wiem, co robisz wieczorem, wiem, co robiłaś rankami, popołudniami.-znów szok.-Po prostu nie chciałam jeszcze bardziej cię dołować. Ale dziś.. Wczoraj chyba nic nie zrobiłaś, prawda?-pokiwałam głową.-To przez to zdjęcie?-i znów. Ale po co jej te wiadomości.-Widzisz.. To ja je tam położyłam. Pewnie już to wiesz, ale wolę cię upewnić. Chciałam też jakoś ci pomóc..  Chyba trochę mi się udało.-zachichotała.-I mam nadzieję, że będę mogła ci pomagać częściej. Przepraszam, że dopiero teraz, ale dopiero teraz widzę, że można naprawić twoją sytuację. Przykro mi, że wtedy w ciebie nie wierzyłam, ale teraz jest inaczej. Nadrobię to. Oczywiście, jeśli będziesz chciała. Wiedz, że jeśli źle się poczujesz, nawet o trzeciej nad ranem, to że możesz do mnie przyjść. Pogadamy, albo posiedzimy razem. Jak będziesz wolała. Wyjdziemy z tego bagna razem.-uśmiechnęła się, a mnie chciało się płakać. To było naprawdę wzruszające. Pierwszy raz czułam tyle chęci w jej głosie. Była taka.. Chętna do wspierania mnie. To wszystko.. Ja po prostu.. Musiałam coś zrobić. Nie miałam siły na wypowiedzenie ani słowa, więc przytuliłam się do niej. Ona również mnie objęła. Później pocałowała w czoło.
-Kocham cię.-wybełkotałam cicho.
-Ja ciebie też siostrzyczko. Ja ciebie też. Zawsze tak było. Przepraszam, że wcześniej tego nie ukazywałam. Będzie lepiej.-ostatnią część zdania wypowiedziała ciszej. Zakończyła naszą rozmowę.
Tkwiłyśmy w uścisku jakąś chwilkę i oderwałyśmy się. Wróciłyśmy do jedzenia. Ja miałam już ostatniego gryza kanapki. Oczywiście zjadłam pierwsza. Chciałam odnieść mój talerz do kuchni i go umyć.
-Zostaw, lepiej leć się ogarnąć, ja posprzątam.-uśmiechnęła się, a ja zrobiłam to, co zaleciła.
Wróciłam na górę, do mojego pokoju. Wzięłam z niego uszykowane ubrania i do łazienki. Tam rozebrałam dresy, weszłam pod prysznic. Tam, myjąc swoje ciało, zaczęłam myśleć o tym, co zdarzyło się kilka minut temu. Niemożliwe. Dowiedziałam się rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Przecież myślałam, że moja siostra w ogóle się mną nie interesuje. A na co wyszło? Że wiedziała więcej, niż nawet rodzice, którzy chcą słuchać o każdym moim czynie. Właściwie.. Ucieszyłam się z powodu, że nie tylko oni chcą mi pomóc. Oni nie wiedzieli, jak zacząć. A siostra? Po prostu zadziwiła mnie. Tym zdjęciem. Skąd wiedziała, że ono mnie 'uratuje'? Chyba znała mnie lepiej, niż ktokolwiek inny. Dzięki niej już od rana czułam się na swój sposób dobrze. Ale czy to nie przypadkiem nie złudzenie, tak jak powszedniego dnia? Czy znów coś się nie zepsuje? Eh, wolałam nawet o tym nie myśleć.
Wyszłam więc spod prysznica, wytarłam moje ciało i ubrałam w normalny strój. Włosy wysuszyłam i zostawiłam rozpuszczone. Czyli koniec. Właściwie zawsze odbywało się to tak samo. Nigdy nie spędziłam w łazience więcej, niż pół godziny. No, może kiedyś, kiedy dbałam bardziej o swój wygląd, malowałam się, chciałam być ładniejsza, miałam dla kogo. A teraz? Nie było mi to potrzebne. Nie musiałam się nikomu podobać.

***
-Jesteśmy.-obudziła mnie z rozmyśleń siostra. Rozejrzałam sie. Byłyśmy już przed ośrodkiem. Dopiero po chwili otworzyłam drzwi od auta.-Powodzenia.-wyszeptała jeszcze na pożegnanie Alex.
-Pa.-odpowiedziałam tylko. Ruszyłam w stronę drzwi. Całkiem szybko znalazłam się przy nich. Łapiąc za klamkę spojrzałam do tyłu. Samochód odjeżdżał, a za nim nadjechał kolejny. Na widok osoby, wysiadającej z niego szybko ruszyłam do środka. Prawie biegiem przemieszczałam się przez korytarze. Nie patrzyłam, w który skręcam. Miałam nadzieję, że tylko się nie zgubię. Szłam tam, gdzie wydawało mi się, że poruszałam się w dzień powszedni. Intuicja i pamięć nie zawiodły. Po dwóch minutach znalazłam się przed gabinetem numer dziewięćdziesiąt cztery. Spojrzałam na telefon. Jedenasta dziesięć. Musiałam więc  czekać jeszcze pięć minut. Wzrokiem szukałam krzesła. Jednak nie było go. Musiałam stać.
Oparłam się o ścianę. Na przeciwko mnie wisiał zegar. Wgapiłam się w niego. Te sekundy mijały tak wolno. Jakby wieczność. Powodowała to prawdopodobnie pustka oraz cisza, panująca tam. Słuchać było tylko cichutkie przesuwanie się wskazówek. Tik, tak, tik, tak. Od tego niedługo dostałabym zawrotów głowy. Na szczęście coś przerwało mą męczarnie. Kroki. Spojrzałam w bok. Oh, a jednak to nieszczęście.
W moją stronę szedł chłopak, od którego cudem uciekłam. Co on tu znów robił? Nie wyglądał na takiego, co ma problemy. Może wręcz przeciwnie. Wyglądał, jakby sam sprawiał problemy. Po chwili znalazł się przede mną. Tak, jak się spodziewałam, chciał porozmawiać.
-Um.. Cześć.-uśmiechnął się, bo patrzyłam na jego twarz. Tym razem powstrzymywałam moje wspomnienia, bo wiedziałam, czego się spodziewać.
-Cześć.-odpowiedziałam z grzeczności.
-Co do wczoraj.. To chciałbym przeprosić. Rozumiem, mogłaś się trochę przestraszyć.-nie no, co ty, goniący mnie, nieznajomy mężczyzna to norma.-Ja po prostu trochę poczułem się winny i chciałem pomóc.-o, nagle wszyscy pomocni.-No i chyba trochę za bardzo się narzuciłem, powiedziałaś, że nie, a ja nadal brnąłem w swoje.. Mogłaś wziąć mnie za jakiegoś.. No nie wiem.. Powiem lekko, dziwaka. Ale tak naprawdę jestem normalny i tylko chciałem pomóc.-powtórzył się.-Raczej źle zaczęliśmy naszą znajomość, więc chciałbym jeszcze raz.. No.. Jestem Daniel.-znów uniósł kąciki ust. Chwilkę nie odpowiedziałam, a kiedy już chciałam, to otworzyły się drzwi, a zza nich wyłonił się lekarz, który zaprosił mnie do środka.
-A ja nie mam ochoty na żadne znajomości.-wybełkotałam tylko i ruszyłam do gabinetu.
W nim było tak smętnie, jak na korytarzu. Szary dominował. Jakichś jaskrawszych kolorów nie było. Jakiś ciemny zielony, podchodzący pod czerń. Nic zaskakującego. Usiadłam na fotelu. Na przeciwko doktor, z którym poznałam się już wczoraj przed zajęciami.
-Witam panią Vanessę.
-Dzień dobry.
-Jak dziś się pani czuje? Co się stało do tej pory?
-OK. Od rana było naprawdę dobrze, bo rozmawiałam z siostrą. Powiedziała, że chce mi pomóc, że cały czas mnie obserwowała, ale nie wiedziała jak zacząć.
-Cieszę się. Od rana dobrze, a teraz tylko ok? Coś się stało?-nie odpowiedziałam.-Zna pani tego chłopaka, z którym rozmawiała przed pokojem? Przez niego trochę humor się zepsuł?
-Znać.. Nie znam.. Wczoraj rozmawiałam z nim, później przyjechał do szpitala, chciał znów rozmawiać, ale ja..-przerwałam.
-Ale?
-Ja nie chciałam rozmawiać.
-Dlaczego? Powinna pani być otwarta na nowe znajomości. Poznać kogoś..
-Ten chłopak przywołał moje wspomnienia. Nie wiem dlaczego..
-Na pewno chłopak, czy raczej sytuacja?
-Wydawało mi się,  że chłopak.
-W jakich okolicznościach pani go spotkała?-chwilkę się nie odzywałam.
-Zatrzymałam się przy jednym z korytarzy, bo zauważyłam tam uciekającą dziewczynę.. Lekarze biegli za nią.. Pomyślałam, że gdybym się tu nie zjawiła, za kilka miesięcy byłoby ze mną tak samo. On przechodził i widział, że coś ze mną nie tak.. Spojrzałam na niego.. I zemdlałam.
-Sądzę, że to nie przez niego. Pewnie pani wyobraźnia zrobiła pani na złość. Wstawiła na miejsce na przykład oczu pana Daniela, oczy jakiejś znajomej postaci.
-Mogło tak być?-zdziwiłam się.
-Tak. U osób po przejściach, w tym u pani, często się tak zdarza. To normalne, kiedy człowiek za dużo o tym myśli.
-Oh..
-Często pani wspomina?-spytał. Co mogłam powiedzieć? Że wciąż wspominam? Że ciągle widzę Max'a? Że ciągle widzę leżącego, postrzelonego człowieka? Że ciągle widzę pistolet? Że ciągle widzę to zdarzenie?

***
Przed wyjściem znów ktoś mnie zaczepił. Obejrzałam się. Ten sam chłopak. Eh, czego on znów chciał. Chwilka, chwilka, Van, masz być miła, poznać kogoś, on sam chce nawiązać kontakt, daj szansę, to, co się wczoraj stało, to nic, zacznij od nowa, od nowa.
-Tak?-odezwałam się jako pierwsza.
-Um.. No bo.. Ja.. Naprawdę chciałbym jeszcze raz przeprosić.. I.. Ja.. Nie będę ci się już narzucać..
-Jestem Vanessa, miło mi cię poznać na nowo, Daniel.-zdziwiła go ta wypowiedź. Było to widać po jego minie, a także po tym, że próbował coś wybełkotać, ale nie mógł. Gdybym potrafiła, uśmiechnęłabym się i zaśmiała. Jednak jeszcze nie pora.
-S-skąd.. Skąd taka zmiana? Nie to, że mi się to nie podoba, tylko.. Jestem.. Zdziwiony.
-Mogłam się spodziewać. Przemyślałam to i źle cię potraktowałam. Mam nadzieję, że jutro już normalnie pogadamy.
-Jutro? Wiesz, jak dla mnie, to możemy zacząć dziś. Właściwie jestem umówiony z przyjaciółmi na kręgle, ale mogę to odwołać..
-Nie ma potrzeby.



~*~
 Jeśli jeszcze nie jesteście informowani, a chcecie, to wejdźcie tutaj.
Jeśli powiadamiam was, a jednak wam się nie spodobało, to napiszcie.

Proszę o bardziej rozbudowane komentarze.

Kolejny rozdział za 9 dni.


sobota, 11 stycznia 2014

prolog

-Stałam przestraszona. Wciąż się rozglądałam. Gdzie on był? Ciągle myślałam tylko o tym, aby nic mu się nie stało. Nagle usłyszałam huk. Za mną. Bałam się odwrócić, ale jednak musiałam. Tak jak sądziłam, to dźwięk pistoletu. Ktoś leżał na ziemi, a druga osoba uciekała. Zaczęłam płakać. Jednak rozpacz nie powstrzymała mnie od podejścia na miejsce zbrodni. Niepewnymi, małymi, ale szybkimi krokami zbliżałam się. To, co zobaczyłam zostanie w mojej pamięci na zawsze. Tak, to był Max. Upadłam obok niego. Złapałam go za głowę, która była cała od krwi i ostrożnie położyłam ją na moich kolanach. Patrzył na mnie swoim zmęczonym wzrokiem. Jego powieki powoli opadały. Jedną ręką trzymałam go, a drugą położyłam na ranie, która znajdowała się pod sercem. Dlatego nic nic zrobiłam. Wiedziałam, że umiera i że nie da się go uratować. Po tym, jak obejrzałam ciało, wróciłam do twarzy. Zamarłam. Oczy nie były już otwarte. Nie oddychał. Już go ze mną nie było. Odszedł. Łzy spływały coraz szybciej. Nie chciałam go opuścić. Chciałam zostać. Jednak usłyszałam śmiech. Z tyłu, w krzakach. Nie mogłam tego tak zostawić. Na pożegnanie pocałowałam zwłoki w czoło. Teraz ruszyłam za głosem. Po drodze nadepnęłam na coś. Spojrzałam w dół. To był pistolet. Bez wahania go podniosłam. Nie wiem, po co, nie wiem, co chciałam zrobić. Szłam dalej. Za roślinami ujrzałam czyjąś głowę. Moja dłoń samowolnie się podniosła. Nie panowałam nad nią. Strzeliłam. Przestraszona rzuciłam broń na ziemię i uciekłam. Do teraz nie rozumiem dlaczego. 

-Co się stało z tym człowiekiem?-odezwał się nieznajomy mi głos.
-Przeżył. Był w szpitalu, a policja rozpoczęła śledztwo. Już wiedziano, kto był na miejscu. Znaleźli moje odciski palców. W momencie, kiedy mężczyzna lepiej się poczuł, wezwano mnie do sądu. Byłam oskarżona. Jednak uniewinniono mnie. Stwierdzono, że byłam pod wpływem emocji. Wszyscy się cieszyli, że nie poszłam do więzienia, tylko ja nie. Wolałabym siedzieć sama w celi, niż sama na wolności. Może.. Rodzina próbowała doprowadzić mnie do porządku, ale ja nie chciałam z nimi rozmawiać. Nie odzywałam się, nie uśmiechałam. Od tamtego czasu uśmiech ani razu nie zagościł na mojej twarzy. A otworzyłam się niedawno. Dlatego się tutaj znalazłam.





~*~

Prolog napisałam inaczej, niż będę pisała rozdziały, to chyba widać. Chciałam w ten sposób po prostu przybliżyć was do sytuacji bohaterki, a tak łatwiej zrozumieć.

Na razie do zakładki bohaterowie dodałam najważniejszą dwójkę. Później będę uzupełniała, żebyście mogli sobie łatwiej wyobrazić akcję.

Jeśli chcielibyście być informowani kliknijcie tutaj i zróbcie to, co trzeba.

Zachęcam do komentowania. Bardzo proszę o bardziej rozbudowane komentarze niż 'świetne' (choć i to byłoby miłe), ponieważ chciałabym wiedzieć, co wam się podoba, a co nie. 

Kolejny rozdział dodam, kiedy zdobędę czytelników, więc mam nadzieję, że już niedługo.

Czytelnicy